Ziemia
Do salonu gdzie znajdowało się kilka osób weszła elegancko
ubrana kobieta. Gabriel podniósł głowę a jego wzrok padł na tą właśnie kobietę
-A więc ciebie przysłał?. Samemu po synusia mu się przyjechać
nie chciało?
-Nie bądź dla niego surowy, wiesz przecież, że chce dla was
jak najlepiej
-Jak najlepiej. Proszę nie rozśmieszaj mnie. Jakby
faktycznie tak było to by wsparł Erwina w chwili śmierci jego dziadków. Wtedy
nie musiałbym się narodzić. Nie musiał bym bronić go i jego siostry
-Nie było by cię wtedy Gabrielu. Czy życie dla ciebie jest
aż tak bezwartościowe by się nim bawić, by uznać je za przekleństwo?
-Tak, w moich oczach jest ona bezwartościowe. Myślał bym
pewnie inaczej gdybym urodził się jak Erwin
-Z każdej chwili w życiu powinno się czerpać jakąś korzyść
-Jesteś moją matką by prawić mi kazania?
-Nie, nie jestem, ale Ja się tobą opiekowałam Gabrielu, więc
nadal chciałabym ci pomagać
-Ale Ja nie chcę twojej pomocy. Stałem się samo wystarczalny
-Naprawdę?.Jakby faktycznie tak było to nie siedziałbyś tu
teraz tylko był gdzieś z siostrą. Twoje zachowanie oznacza, że potrzebujesz jej
do jakiego kol wiek logicznego działania
-Zamknij się, proszę?
-Dobrze Gabrielu, przestanę mówić, ale od tego problem nie
zniknie. Bardzo zawiodłeś swojego ojca
Chłopak zmarszczył brwi-Nie obchodzi mnie jego zdanie.
Jestem dziedzicem jego firmy, nic mi nie może zrobić .Za to on zrobi wszystko
co ja sobie zażyczę
-To miłość a nie jego naiwność
-To jest strach przed tym, że jego syn zniknie gdzieś bez
śladu
-Musisz być ślepy skoro tak to postrzegasz
-Ja ślepy?.Jeżeli się nie mylę to on nawet nie wiem, że
istnieje
-Dobrze wiesz, że zatailiśmy to przed nim na wyraźną prośbę
Erwina
-No wiesz sam powinien się domyślić. Przecież niecenzuralne
słowa w kierunku głowy domu nie padają bez powodu. A zgłasza w wigilie
-Twoja siostra usprawiedliwiła to dojrzewaniem
-Pfff, naiwniak
-Masz zamiar utrudnić moje zadanie?
-Nie jestem głupi. Wiem kiedy przegrałem i kiedy należy
poczekać
-Ufam ci
-To rzadkość-zaśmiał się cicho po czym wstał w kanapy-Pójdę
po Jowitę
-Tylko bez numerów
Chłopak wyszedł z pensjonatu oglądając się. Szukał swojej
siostry a co za tym idzie także i Rodriga. Nie miał zielonego pojęcia gdzie ta
dwójka się teraz znajduje i co robi, ale wpadł na pomysł by wypytać jego
przyjaciół .Zaczynając od Mateusza którego znalazł nad jeziorem
-O Erwin. Przepraszam za tą sytuacje na ognisku
-Przemilczę to… Widziałeś może moją siostrę
-Jowity nie widziałem
-A Rodriga
-Hmmm
-Hmm? Potrzebuję odpowiedzi a nie zwykłego „hmmm”
-Jesteś coś dość nie miły ostatnio
-Przepraszam? Możesz mi teraz odpowiedzieć na moje pytanie?
-A co od niego chcesz
-Mam do niego sprawę o której niekoniecznie musisz wiedzieć
-Nie widziałem go
-Nie trzeba było tak od razu
Gabriel odchodził od chłopaka teraz już wpatrzonego w nocne
niebo odbijające się od tafli wody. Chłopak udał się w stronę altanki gdzie na
ławce siedziała Klaudia z Damianem
-Szukasz kogoś Erwin?
-Jakaś ty spostrzegawcza, tak szukam mojej siostry lub
Rodriga
-Wybacz, ale ci nie pomogę nie widziałam tej dwójki od
śniadania. Damian może ty ich widziałeś?
-Też nie Mogę ci pomóc, przepraszam
Chłopak przeklął pod nosem i raźnym krokiem ruszył na dalsze
poszukiwania swojej Jowity. Szukała w swoim pokoju, na stołówce, w salonie.
Zdenerwowany usiadł na kanapie krzyżując ręce na piersi. Trwał tak w bezruchu
do momentu gdy podeszła do niego Kamila razem z Dorotą
-Mam nadzieje, że ich znalazłyście, bo jeżeli tak nie jest
to nie ręczę za siebie
-Spokojnie Erwi… To znaczy Gabrielu
Chłopak uniósł brew gdy usłyszał początek swojego drugiego
imienia-Kontynuuj- rozkazał dziewczynie
-Razem z Dorotą znalazłam twoją siostrę i Rodriga jak
przypuszczałeś spędzają ze sobą czas
-To nic nowego, pytanie gdzie?
-Na polanie koło lasu.
-A co robią?
-Leżą na trawie i patrzą w gwiazdy
Gabriel przymrużył oczy- Dziękuję-Chłopak wstał z kanapy-
Żegnam się z wami moje drogie, już się pewnie nie zobaczymy-Szatyn ruszył w
kierunku wyjścia. Przy drzwiach obrócił się- Żegnajcie- rzucił na odchodne po
czym wyszedł z salonu kierując się w stronę drzwi frontowych. Widział ich,
widział swój cel szli w jego stronę. Postanowił im wyjść naprzeciw. Ruszył
żwawym krokiem w ich kierunku kiedy na jego drodze stanęła Manuela
-Dalej nie pójdziesz Gabrielu- powiedziała stanowczo
-A kto mi przeszkodzi. Biedna wścibska dziewczyna od której
odwróciły się przyjaciółki
Widać, że dziewczynę dotknęły jego słowa- To przez ciebie
się takie stały. Oczywiście były trochę wredne i zadziorne, ale nigdy do tego
stopnia by aż tak komuś zaszkodzić
-Mówi się trudno, a teraz przepuść mnie, ponieważ chciałbym
pójść po swoją siostrę. Niania na nas czeka
-Nie pozwolę ci przerwać im ostatnich wspólnych chwil
-Ostatnich wspólnych chwil. Dziewczyno zastanów się co ty
mówisz. Co cię oni tak w ogóle obchodzą, co?
-Jestem przyjaciółką Rodriga, więc będę mu pomagała jak mogę
-Jesteś śmieszna w swym uporze. Bronisz tych kilku minut
jakby to był koniec świata
-Nie rozumiesz miłości. Pewnie dlatego, że nikt nigdy nie
kochał takiego drania jak ty
-Ty głupie ścierwo jak śmiesz do mnie tak mówić, zdajesz
sobie sprawę jakimi możliwościami dysponuje. Mogę cię zniszczyć zarówno
psychicznie jak i materialnie, a co mi tam twojego chłopaka też mogę
-Nie masz prawa do takich czynów. Jesteś kolejny bogatym
dupkiem korzystającym z pieniędzy rodziców. Twoja władza jest tylko twoim
wymysłem
-A jednak za pomocą tej wymyślonej władzy udało mi się
zniszczyć ten ich kulawy związek. I wiesz co, twój też w najbliższym czasie zakończę
możesz być tego pewna pyskata dziewucho
***
Nasz czas się skończył właśnie szedłem odprowadzić Jowitę do
pensjonatu. Na twarzy dziewczyny widziałem nieprzenikniony smutek, chciałem ją
jakoś pocieszyć, ale nie umiałem, nie umiałem kogoś pocieszyć kiedy sam miałem
doła. Spostrzegliśmy Erwina i Manuele żywo rozmawiających się przed nami .Nagle
stało się coś czego się nie spodziewałem. W kłócącą się dwójkę w impetem wpadł
samochód. Krzyk Jowity, która już po chwili biegła w stronę potrąconego brata.
Świat zdawał się zatrzymać. Nie wiedziałem co się przed chwilą stało. Mój mózg
nie analizował tej sytuacji. Koło poszkodowanych zebrał się tłum, przyjechały
karetki. Do jednej wsiadła Jowita i Erwin zaś do drugiej Jakub i Manuela. Razem
z przyjaciółmi siedziałem w szpitalnym korytarzu. Chcieliśmy wesprzeć jakoś
Kubę, z tego co było wiadomo Manuela jest w gorszym stanie od Erwina. Mijała
godzina za godziną. W między czasie przyjechała rodzina Dziewczyny .Wszyscy czekaliśmy
na jakie kol wiek wieści ze strony lekarzy. Każdy miał taki przerażony wyraz
twarzy, wszyscy czekali w napięciu. W końcu drzwi się otworzyły, przed nami
stanął lekarz z grobową twarzą. Z trudem zawiadomił nas, że Manuela pomimo
wszelakich starań zmarła na wskutek odniesionych ran. Matka dziewczyny wybuchła
głośnym płaczem. Jej ojciec próbował zachować zimną krew, ale nie przychodziło
mu to z łatwością. Natomiast Jakub wydawał się być w szoku. Nie wierzył w słowa
lekarza, nie wierzył, że jego miłość odeszła od niego na zawsze. Gdy wszystko
już do niego dotarło po policzku spłynęła mu pojedyncza łza, która
zapoczątkowała niepohamowany potok łez. Postanowiliśmy, że zostawimy ich w tej
chwili słabości, uznaliśmy się tu za zbytecznych. Tak idąc korytarzem
zostawiłem moją przyjaciółkę która bezinteresownie chciała mi pomóc. Szedłem korytarzem
gdy zobaczyłem Jowitę. Nie była w nastroju do rozmowy, powiedziała mi tylko, że
lekarze zawiadomili ją, iż tylko cud może uratować życie Erwina. Naszą krótką
rozmowę przerwał lekarz. Jowita kazała mi odejść. Wróciliśmy do pensjonatu się
spakować, chcieliśmy zostawić to miejsce przynajmniej na chwile. Ten ośrodek
zawsze mi się kojarzył z świetną zabawą, lecz to się zmieniło. Teraz altanka,
pomost, plaża… Wszystko mi będzie przypominać Manuele, Erwina i Weronikę.
Biały koszula na którą założyłem czarny garnitur. Ja i moi
przyjaciele staliśmy właśnie na cmentarzy, przed grobem Manueli. W tym dniu
nikomu nie było do śmiechu , nie widziałem żeby ktoś się na chwilę uśmiechnął.
Uśmiech panował tylko na twarzy Manueli na portrecie u mieszczonym na nagrobku.
Wszyscy położyliśmy na grobie przyjaciółki czerwone róże które skomponowały
piękny bukiet. Tak pożegnaliśmy Manuele
***
Pikanie aparatury informującej o stanie pacjenta ustało. Na
krześle obok pościelonego łóżka siedziała dziewczyna ze łzami w oczach. Widać,
że spędziła w tym miejscu kilka dni, nie jedząc nie pijąc. Żywiła się tylko nadzieją,
że jej brat wydobrzeje. Już nie musiała czuwać, opuściła szpital i miała
nadzieje, że już nigdy do niego nie wróci.
---
Tak kończy się opowiadanie "Dzieje Rodriga". Serdecznie gratuluję tym którzy dotrwali ze mną do końca :). Do usłyszenia w moim najnowszym opowiadaniu, które pojawi się tylko jak znajdę odpowiedni tytuł